20.12.2015

"PAKT" cz. 1 by Michał Makowski

„Minie moc umowy, zanikną twe wygody. Za udane życie cena wielka będzie.

Śmierć życie zabierze, a dusza twa w ręce diabła trafi jako zapłata.

Smutek, ból, cierpienie. Koszta na człeka życzenie.

Wyrzekniesz się woli i marzeń, zrobisz, co czart ci rozkaże…”



PAKT

協定




         


Można to nazwać cudem Boskim. Minęło tyle czasu. Byłem za głupi. Zbyt głupi. Jakim cudem wciągnąłem się w takie bagno? Ile razy o tym było. Przecież wszyscy wiedzą, że diabeł to czyste zło. A ja się dałem, i podpisałem pakt.



- Imię i nazwisko: Masaru Goto
- Wiek: 29 lat
-  Data urodzenia: 1986,14 styczeń
- Zamieszkały w: Kiire
- Rodzina: nieznana
- Obywatelstwo: Japońskie



            Zacznę od sedna. Z czasem dowiecie się czegoś o mnie. Całe zamieszanie zaczęło się, kiedy miałem 23 lata. Wtedy moje życie doszczętnie legło w gruzach. Bez rodziny, przyjaciół, środków do życia, pracy i mieszkania, wylądowałem na ulicy. Byłem niewierzącym. Żyłem w nędzy przez cały miesiąc, szlajając się po mieście, od czasu do czasu przychodząc do biblioteki. W sumie jak tylko mogłem, to spędzałem tam każdy moment, nie mając nic innego do roboty. W ten miesiąc przeczytałem znacznie więcej książek niż za całe moje życie. Jakim cudem nigdy nie skusiłem się na tę używkę? Książki. Uzależnienie, które w porównaniu do wielu innych, demoralizujących ludzi rzeczy, z rokiem na rok traci na popularności. Technologia zaczęła nas wyniszczać. A przecież książki to najwspanialsza skarbnica wiedzy. I najstraszniejsza.

            Pamiętam dokładnie, który to był dzień. 24 sierpień 2009 roku. Akurat siedziałem w takiej jednej, małej bibliotece. Wtedy nie wiedziałem, czego szukać. Fantastyka, historia, powieść faktu, biografia?   Nie wiem. Zaszedłem wtedy za daleko. Ludzie się na mnie dziwnie patrzyli. Stare łachmany, które w żaden konkretny sposób nie pasowały do siebie. Długie, zaniedbane włosy i zarost. Ile to razy byłem poproszony opuścić bibliotekę. Jednak niektóre z nich pozwalały mi tam siadywać w koncie, między ukrytymi regałami. Wtedy było tak samo. Szukałem i szukałem aż w końcu trafiłem na jedną, wyróżniającą się. Była ona w ozdobnej, grubej oprawie. Ciemnogranatowa z ciemnozłotymi napisami i zdobieniami. Autora nie było, tylko sam tytuł. „Pact” a pod nią japońska wersja tytułu. Biło od niej coś. Nie wiem dokładnie, co, jednakże nie było to wcale dobre odczucie. Wahałem się z otwarciem, jednak po namyśle otworzyłem. Stronnica, na której otworzyłem książkę, zawierała jakieś sformułowania. Nie wyglądała wcale źle. Nie wiedziałem wtedy, że ta książka będzie moim przekleństwem, na które ja sam, osobiście się pisałem.
            Usiadłem w ukryciu pod oknem, dla lepszego światła. Nadal miałem mieszane uczucia, co do książki. Czego mogłem się po niej spodziewać? Ciekawość wziął górę, a ja zacząłem czytać. Początek. Legenda o pewnym Panie Twardowskim, co podpisał pakt z diabłem i w końcu podczas ucieczki wylądował na księżycu. Nawet ja znam tą historyjkę. Skończyła się jednak legenda. Zaczyna się robić dziwnie.
            Opis zła i jego możliwości, odwieczna wojna, równowaga. Mało, co z tego rozumiałem. Wszystko było napisane starym japońskim. Ogół zrozumiesz, gorzej ze szczegółami. Po pół godzinie czytania w końcu doszedłem do czarnego sedna. Z pozoru zwykła rymowanka, okazała się być czymś znacznie więcej. Czymś naprawdę strasznym. Kiedy skończyłem, a ja zacząłem analizować tekst, zacząłem słyszeć głosy.
- Chodź do mnie…wiem, czego ci potrzeba…
- Co do… kim jesteś?! – Zacząłem wołać. Głos jednak nie przestawał.
- Chodź do mnie…wiem, czego ci potrzeba…
- Gdzie mam iść?! – Wykrzyknąłem. Akurat obok przechodził jakiś facet. Z niepokojem zaczął się na mnie patrzeć.
- A ty, co się lampisz?! Nie masz nic do roboty?!
            Facet z pośpiechem zaczął się oddalać. Ja z książką w ręce wybiegłem na zewnątrz. Na ulicy nie było zbyt dużego ruchu. Nie wiem, kto i jak mnie wzywał.
- Gdzie mam iść. – Zapytałem z ciekawością.
- Idź gdzieś w zaciszne miejsce… porozmawiamy.
            Zacząłem się rozglądać. Nigdzie nie było jakiejś dobrej, ciemnej uliczki. Uznałem, że park będzie dobrym rozwiązaniem. Szedłem spokojnie około pół godziny. Maszerując między drzewami w końcu ustałem.
- Możesz się objawić.
            Przez moment nic nie było. Dopiero po chwili z nikąd za mną znalazł się młody mężczyzna. Był bladej cery. Miał długie, kruczoczarne włosy z bordowymi pasemkami. Ubrany był w czarny płaszcz, spodnie od garnituru, białą koszulę i czarny krawat. Na głowie miał cylinder. Wyglądał na bardzo poważnego.
- Witaj. – Odrzekł.
- Kim jesteś. I czego chcesz. – Rzuciłem.
- Raczej to ja powinienem ciebie o to zapytać. Sam mnie wezwałeś. - Wezwałem? A no tak. Ten wierszyk go przywołał. Ale kim on jest?
- Kim jesteś. – Powtórzyłem pytanie. Westchnął.
- Wy, ludzie, zawsze tacy jesteście. Nie wiesz, kim jestem? Jam jest sam szatan. Król Pandemonium. Zdolny spełnić każde twoje życzenie. - Życzenie? A więc to prawda. Może jednak powinienem skorzystać i podpisać z nim…czekaj, czekaj. A legenda o Twardowskim? Co ja sobie myślę? Przecież skończę podobnie. W ogóle to naprawdę on? Sprawdzę go.
- Sam Szatan, powiadasz? A więc udowodnij.
- Zadaj pytanie o sobie, o kimś bliskim. - Przez chwilę myślałem. Zacznę od podstaw.
- Moje imię i nazwisko.
- Masaru Goto
- Miejsce urodzenia.
- Kiire.
- Wiek.
- 29 wiosen.
- Kim jestem.
- Według samego ciebie, nikim.
            Ma rację. Ale to jednak nie wystarczy,
- Nadal ci nie wierzę.
- Twoja sprawa. Ale wiem jak cię przekonać.
- Jak?
- Spełnię każde twoje życzenie za odpowiednią cenę.
- Wiem jak się kończą z tobą porachunki.
- Więc jednak wierzysz, że jestem Szatanem? – Zawaliłem. – No weź. Nie daj się prosić. Dzięki mnie świat może uklęknąć przed tobą. Będziesz sławny i bogaty. Twoje istnienie nabierze sensu… - Zaczął mnie okrążać, mówiąc swoim przekonującym głosem. Zapadałem w hipnozę. Jego głos.
- Zrób coś niemożliwego.
- Co?
- Niech te drzewa zapłoną, ale niech nie spalą.
- Zamknij oczy.

            Zamknąłem. Nie minęło zbyt długo.

- Teraz otwórz.

            Park płonął. Czuć było ciepło. Czerwone płomienie zastąpiły zielone liście na drzewie, czyniąc z drzew pochodnie. Niebo było koloru szarej bieli. Trawa straciła barwę.
- Niech będzie tak, jak było.
- Zamknij oczy.

            Zrobiłem to, co przed chwilą. Otworzyłem je i park znowu był zielony.

- Więc co, dasz się skusić? Teraz jesteś nikim. Przypomnij sobie, jak byłeś traktowany. Przypomnij…-




            Nie chcę.

- Przypomnij… - Szeptał mi do ucha.

            Przez następne minuty jak na filmie widziałem scenariusz mojego życia. Nie miałem rodziny. Wychowałem się w domu dziecka. Mając 16 lat uciekłem i zamieszkałem u starszej pani pomagając jej żyć. Kiedy ona umarła miałem 19 lat. Mieszkając w jej kawalerce, którą mi oddała znalazłem pracę. Ciężko jednak było. Nie skończyłem przecież szkoły. Zacząłem dorabiać jako pomoc domowa u bogaczy. A to coś umyć, ugotować lub zająć się dziećmi. Były jednak osoby, które chciały czegoś innego. Całego mnie, na niewolnika do wszystkiego. Ile to razy musiałem uciekać. Nie przyjmowali sprzeciwu. Doszło do sytuacji, że musiałem zmienić tożsamość. Tyle, co mi zostało, to data urodzenia i miejsce urodzenia. Całą moją tożsamość zmieniłem. Zacząłem się bać ludzi. Nie chciałem pracować, i przez to właśnie wylądowałem na ulicy.

- Chyba chcesz ukarać te osoby, które ci to zrobiły. Co nie? – Szeptał znowu. – Pomyśl, co one chciały ci zrobić. Pomyśl, do czego mogło dojść. Wiesz to. I niech się poczują tysiąckroć gorzej. Nie zasługują przecież na to, by żyć…

            Dylemat. Jednak tego właśnie chcę. Ukarać te osoby. Co one mi zrobiły? Wielką krzywdę. I niech się poczują znacznie gorzej.

- Chcę… - Powiedziałem. Byłem w hipnozie. Przekonał mnie.
- Więc co? Czego dokładnie chcesz?
- Godnie żyć, ukarać ich…
- A więc dobrze.

            Odszedł kawałek ode mnie. Zaczął wyśpiewywać jakiś wierszyk.

Niech me możliwości dogodzą życia tego oto tu człowieka, zhańbionego ludzką krzywdą, ludzkim światem i nieładem. Niech stanie się to, czego on pragnie. Niech ludzkie zło go opuści i nigdy nie wróci. Będzie panem i władcą. Zyska to, o czym marzył.

Niech moc ma dokona tego, co on mi rozkaże...

            Nastała ciemność. Z czarnych chmur tuż przed Szatanem uderzył piorun. Nagle podniósł z ziemi pergamin, stary i pożółkły. Na nim widniały słowa w nieznanym mi języku. Wyglądały na łacinę. Po za tym nie zależało mi na treści. Chciałem w końcu żyć godnie.
- Złóż podpis z krwi własnej, a cyrograf zacznie działać.
- Jak mam podpisać się krwią? – Tutaj byłem zaskoczony.
- Daj mi rękę.

            Podałem mu ją. Wcześniej jednak jak iluzjonista wyczarował w swoim ręku nóż. Był to nóż dziwny. Zakrzywiony i stary. Wziął rękę i powolutku zaczął jechać nią po mojej dłoni. Chciałem ją wyrwać, jednak w jakiś sposób nie mogłem. Kiedy skończył, puścił ją. Z rękawa wyjął śnieżnobiałe pióro.
- Zamocz w ranie pióro i podpisz.

            Zrobiłem jak kazał. Na pergaminie złożyłem swój podpis. Po chwili podpis znikł a pergamin zapłonął.

- Dokonało się. Kiedy się obudzisz zyskasz to, czego chcesz.

Pstryknął a ja upadłem na trawę.






Następna część opowiadania nie wiem, kiedy się pojawi. Jeżeli zauważyłeś jakiś błąd, napisz w komentarzu. Proszę także o szczerą ocenę. Jest to moje pierwsze, opublikowane opowiadanie :3

Michał Makowski

9 komentarzy:

  1. Tu tturu!! Przeczytałem. Większych błędów nie znalazłem, a samo opko podoba mi się.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na sam początek błędy. Znalazłam ich tylko kilka. Te, które zapadły mi w pamięć to "nóż" (który pisze się przez ó) i to, że zazwyczaj w pytaniach zamiast znaku zapytania pisałeś kropkę. I chyba raz był przecinek przed "i", oprócz tego było dobrze.
    Ogólnie to mi się podoba ^^ Styl jest fajny, główny bohater jest okej, a fabuła cudowna ♥ No, może oprócz tego, że wygląd diabła nie jest zbyt oryginalny. Ale specjalnie mi to nie przeszkadza, bo szatan w takiej postaci w moim wyobrażeniu wygląda awesome xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe ^^ Dzięki za info o błędach. Pisałem to o 22:00 mając nadzieję że się wyrobię. Co do Szatana nie chciałem robić z niego typowego czerwonego diabła ^^

      Usuń
  3. Fajne ;)
    Czuć wyraźny smaczek anime i mangi, jakbyś wziął fabułę jakiegoś animca i przepisał własnymi słowami >u<
    Błędy wymienione wyżej, nie wypowiem się ^^
    Ale... Te białe paski... ;-;

    OdpowiedzUsuń
  4. Opowiadanie bardzo mi się spodobało. Bodajże jestem jedną z wielu osób niecierpliwie wyczekujących ciągu dalszego ^-^

    OdpowiedzUsuń
  5. Z powodu nagłych komplikacji, dalsza kontynuacja nie odbędzie się.

    Serdecznie przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Z powodu nagłych komplikacji, dalsza kontynuacja nie odbędzie się.

    Serdecznie przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
  7. 44 year-old Sales Representative Cale Simnett, hailing from Fort Erie enjoys watching movies like "Sound of Fury, The" and Board sports. Took a trip to Historic Bridgetown and its Garrison and drives a Ferrari 275 GTB. zawartosc strony

    OdpowiedzUsuń